Wydarzenie

              Pewnego dnia w naszej okolicy zabrakło prądu. Nie trwało to długo, toteż początkowo nikt nie zwrócił na to wydarzenie specjalnej uwagi. Energii nie było niecałą godzinę i to w porze, kiedy nikomu właściwie zbytnio to nie wadziło. Światła zgasły około godziny dziesiątej a już przed jedenastą napięcie powróciło.

            I wszyscy zapomnieliby o tym nieistotnym wydarzeniu, gdyby nie Ulanicki, miejscowy biznesmen, właściciel sklepiku spożywczego. Takiego, co to w nim i mydło i powidło można było dostać.

            Otóż tenże osobnik z wielkim zaangażowaniem opowiadał, jak to był świadkiem niezwykłego zjawiska, dokładnie w czasie, gdy we wsiach zabrakło prądu.

            Wydarzenie owo miało podobno miejsce między wsią Tuczynka a Bobrową Górką, w której to prowadził swój sklepik. Jechał sobie szosą, wracając z towarem do sklepu, kiedy nagle silnik zaczął przerywać. Samochód poruszał się skokami, zwalniając coraz bardziej i w końcu całkiem się zatrzymał. Kierowca wysiadł wściekły, mieląc przekleństwa pod nosem. Ruszył w stronę silnika, żeby sprawdzić, co się właściwie stało. Zanim jednakże zdążył unieść maskę pojazdu, uwagę jego odwróciło dziwne zjawisko. Coś absolutnie mu nieznanego opuszczało się na pole pod lasem. Nie był to samolot, helikopter ani żaden inny statek powietrzny. Te poznałby od razu. To coś miało wygląd wielkiego kapelusza z rondem i mrugało pomarańczowymi światłami. Światełka biegały równym szeregiem wokół nasady ronda.

            – Całkiem, jak bożonarodzeniowe ozdoby na choince w centrum handlowym – przemknęło mu przez głowę.

            Poczuł w ustach jakiś metaliczny smak a wciągane do płuc powietrze przypominało mu zapach tego po letniej burzy. Otoczenie obiektu drżało i wokół śmigały drobne, jaskrawe błyskawice. Stał, jak zamurowany, w tym trzeszczącym powietrzu i gapił się z rozwartą gębą.. Był tak zaskoczony, że właściwie nie czuł strachu.

            -Ki diabeł? – wyszeptał, ochłonąwszy nieco.

            Otrząsnął się z pierwszego wrażenia i powolutku zaczął się cofać za furgonetkę. Nie mogąc oderwać oczu od obiektu, obserwował dalej zjawisko poprzez szyby pojazdu. Pozostawał w tej niezbyt wygodnej pozycji dostatecznie długo, aby całkiem zdrętwieć.

            Nagle trzeszczenie ustało a dziwny pojazd uniósł się w górę. Zniknął, zanim obserwujący go człowiek zdążył się zorientować.

            Teraz Ulanicki podszedł na skraj pola, rozglądając się wokoło. Wszystko wyglądało po staremu, jak zwykle. Żadnych śladów zdarzenia, którego przed chwilą był świadkiem.

            – Śniło mi się, czy co? – zapytał samego siebie i wzdrygnął się, słysząc swój głos.

Odwrócił się potrząsając głową i ruszył do stojącego na szosie samochodu, mrucząc pod nosem.

            – Czary jakie, czy co? A tam, sen mara, Bóg wiara. Ale o kosmitach to coś mówili, że jakieś UFO mają, czy coś takiego- mamrotał do siebie.

            Wsiadł do furgonetki i przekręcił kluczyk, który zostawił wcześniej w stacyjce. Samochód zawarczał dziarsko. Wrzucił bieg i ruszył. Silnik pracował równo, po wcześniejszych kłopotach nie było śladu.

            – No, też się zdziwił, jak i ja, to i czkawki dostał – próbował żartować dla uspokojenia.

            Dojeżdżając do zakrętu zatrzymał się, żeby zabrać starszą kobietę z plecakiem i dużą torbą w ręku.

            – A co pani taka obładowana, pani Kłusiowa? Dzień dobry. Wsiadaj pani i daj no mi tu tę torbę – zwrócił się do kobiety, otwierając drzwi od strony pasażera.

            Ta uśmiechając się, zaczęła się gramolić do środka, upychając najpierw swoje pakunki.

            – A dzień dobry, dzień dobry, panie Ulanicki. Co to, towar do sklepu pewno wieziecie? To koło pola nad lasem jechaliście, nie? – zapytała na koniec, siedząc już w środku i bacznie spoglądając w twarz kierowcy.

            -No jechałem, jakże by inaczej. A co? – zapytał podejrzliwie, ruszając powoli.

– Nic takiego. A nic żeś tam pan nie widział? – dopytywała babka uparcie.

Mężczyzna rozpędzał samochód i przez chwilę nie odzywał się.

– A co? Było tam coś ciekawego? – zapytał w końcu niepewnie.

– Ja tam nie wiem, ale chyba się tam coś działo – ciągnęła, nie patrząc już na towarzysza podróży.

– A wy Kłusiowa widziałyście co? – zapytał w końcu prosto z mostu.

            – Może i widziałam, ale tak właściwie, to nie wiem co – odparowała z udawaną nonszalancją.

            – A światełka widziała? – rzucił Ulanicki z zaciekawieniem.

            – No widziała żem. A jeszcze taki latający jakiś elikopter czy samolot. I błyskawiczki też widziała, ale może mi się tylko tak zdało – skończyła niepewna tego, co słyszała z własnych ust.

            – No to wam powiem, że ja też to wszystko żem widział. Jak tak, to chyba to naprawdę było. Bo wcześniej to myślałem, że mi się to śni. Jakaś delirka, czy co. Ale przecież ani kropli dzisiaj nie wypiłem. Najpierw to mi samochód nie chciał jechać. Przerywał, przerywał i zgasł. No a potem to wszystko zobaczyłem – wyrzucił z siebie, z wielką ulgą.

            Jechali teraz w milczeniu, przeżuwając całe to wydarzenie. Po chwili zatrzymali się przy sklepiku w Bobrowej Górce.

            – No to jesteśmy na miejscu – mężczyzna odetchnął głęboko.

            – No i dziękuję ci kochany, żeś mnie podwiózł, bo jeszcze bym dreptała. Niech ci Pan Bóg w dzieciach wynagrodzi – wylewała swoją wdzięczność, zbierając pakunki.

            – No, byle nie za dużo. Idźcie z Bogiem Kłusiowa – odpowiedział, otwierając furgonetkę.

Kiwnął na chłopaka, stojącego w drzwiach sklepiku – Bierz no te pakunki i na sklep.

– Dobrze szefie, że już światło włączyli, bo nie było – powiedział ten podchodząc.

– A długo nie było? – spytał z zaciekawieniem właściciel.

– Jakieś czterdzieści minut może. No niedawno włączyli.

            – Taaa… Choć no do środka, to ci coś powiem – Ulanicki machnął głową na chłopaka, biorąc skrzynkę z towarem. – Weź drugą i idziemy – dodał jeszcze, rozglądając się wokoło.

            Chłopak z kolejną skrzynką ruszył za szefem. Weszli na zaplecze i odstawili niesiony ciężar.

            – Widziałem statek kosmitów – rzucił, kiedy znaleźli się sami.

Chłopiec patrzył na pryncypała z niedowierzaniem.

            – No, co się tak gapisz, jak sroka w gnat? Na polu, za zakrętem na Tuczynkę. Wielki statek, prawdziwe UFO. Silnik mi stanął. Patrzę a tu taki wielki kapelusz nad polem wisi i światłami mruga. Wokół niego takie błyskawice latały, jakby się burza nagle rozpętała – opowiadał z podnieceniem. Rozejrzał się i ściszył głos.

            – Ja to teraz tak sobie myślę, że to oni całą energię wyssali. Doładować się musieli i dlatego prądu nie było. Oni cały ściągnęli, jak paliwo na stacji benzynowej.

            Chłopak przyglądał mu się rozszerzonymi oczami z wyrazem niedowierzania i niepokoju na twarzy.

            – Coś tak gębę rozdziawił? Nie wierzysz? Kłusiowa też widziała, tylko stała dalej, na szosie. Zabrałem ją potem do samochodu. Razem przyjechaliśmy.

            Młody spojrzał w okno i zamyślił się. – No może być, że tacy kosmici z naszej elektryki potrzebowali skorzystać – podsumował po chwili i ruszył do furgonetki.

            – No – potwierdził Ulanicki i poszedł za nim.

            Następnego dnia już wszyscy we wsi wiedzieli, że kosmici po prąd przylecieli i dlatego poprzedniego dnia światła w okolicznych wsiach nie było.

Image

Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

14 odpowiedzi na „Wydarzenie

  1. BlueBird pisze:

    Oj… szkoda, że mnie tam nie było.
    W czasach młodości zaczytywałam się w literaturze
    fantastyczno- naukowej i marzyłam, by doświadczyć
    ” bliskich spotkań trzeciego stopnia”. 😉

  2. SABATOWKA pisze:

    Świetne! Dobrze się czyta!

  3. Pani Peonia pisze:

    Uśmiechnęłaś mnie…

  4. annybloog pisze:

    Jak to się zmienia życie jeśli nagle prądu zabraknie… Podrawiam

  5. – No widziała żem.
    I jak tu wątpić.

  6. Justyna pisze:

    a mnie prąd Ksawery zabrał :))) znaczy sie huragan 🙂 w sumie też można go podciągnąc pod kosmiczne wydarzenie;)))

  7. Ewka pisze:

    Lubię takie historie, ale zdecydowanie nie chciałbym czegoś takiego przeżyć 🙂

  8. goldenbrown pisze:

    Dlaczego nie wierzyc? 😉 Wierzyć, wierzyc 🙂
    Pisz więcej o tym 🙂

Dodaj komentarz